Najlepiej charakter książki odda przytoczona z Internetu recenzja:
„Historia bywa przewrotna, tak samo jak książka Richarda Flanagana, „Pragnienie”. Tutaj John Franklin wcale nie okazuje się heroicznym odkrywcą, którego tragiczny, a przez długi czas nieznany, los skutecznie przemówił do wyobraźni całych pokoleń. Również Charles Dickens ma inne oblicze niż to powszechnie znane; bardziej niż znakomitym pisarzem jest mężem, w dodatku niewiernym. Niespodziewanie „Pragnienie” ma za to cichą, zapomnianą bohaterkę, którą na pewno nie będzie Jane Franklin, kobieta gotowa na wiele, by odszukać swojego męża, żywego bądź martwego. I tak lawirując pomiędzy angielskimi salonami a lodową pustką nieskrępowana wyobraźnia zdolnego pisarza potrafi dotrzeć do samego jądra ciemności, w tym przypadku do kolonizowanej Tasmanii. W twórczości Richarda Flanagana wyczuwa się silne związki z jego małą ojczyzną, Tasmanią. Nie inaczej jest w „Pragnieniu”, które przybliża niespokojne czasy w dziejach tej małej wyspy, gdzie prawie dwa wieki temu Aborygeni dotkliwie przekonali się, czym grozi kolonizacja. Była wśród nich Aborygenka szczególna, dziewczynka o imieniu Mathinna, którą w szczerym odruchu serca przygarnęli John i Jane Franklin, w czasie, gdy on pełnił na Tasmanii urząd gubernatora, a ona już prawie pogodziła się z tym, że nie będzie miała własnych dzieci. Według teorii lady Jane, dzięki angielskiemu wychowaniu uda się sprowadzić małą Aborygenkę na cywilizowaną drogę i stłumić jej naturalne instynkty. Jednak, gdy Franklinowie opuszczają wyspę, los dziewczynki znów staje się niepewny.
Teraz pora na Dickensa. Jego udział w tej historii rozpoczyna się wiele lat później, gdy ginie wszelki słuch po ekspedycji Johna Franklina, która miała odkryć niedostępne Przejście Północno-Zachodnie. Wkrótce, gdy pojawiają się insynuacje o rzekomych aktach kanibalizmu wśród załogi, jedynym, co można jeszcze ratować staje się honor Franklina. Rezolutna lady Jane angażuje do odparcia tych zarzutów samego Charlesa Dickensa, a ten robi nawet więcej, bo tworzy sztukę inspirowaną wyprawą Franklina. W czasie pracy na tą sztuką, pisarz daje się ponieść własnym namiętnościom i coraz bardziej odchodzi od wyznawanych zasad.
U Flanagana niemal wszystko sprowadza się do pragnień. Jak twierdzi powieściowy Dickens: dystans pomiędzy dziczą a cywilizacją zależy od tego, na ile odchodzimy od pożądania ku rozumowi. Tymczasem nawet sami bohaterowie, przedstawiciele zachodniej cywilizacji kiepsko sobie z tym radzą. Najbardziej wymowny jest tu przykład Franklina i jego współtowarzyszy niedoli, których głód zmusił do zjedzenia (być może) nie tylko własnych butów. Kanibalizm upodobniłby ich do Eskimosów (wrzuconych zresztą do jednego worka z Aborygenami). W odległej Tasmanii z kolei porusza los Mathinny i jej rodaków, którzy do dziś płacą za bezmyślną i brutalną kolonizację zafundowaną im przez Brytyjczyków. Z tej poszatkowanej, wielowymiarowej opowieści płynie więc jeden wniosek: wszyscy niezależnie od pochodzenia czy postępu cywilizacyjnego jesteśmy tacy sami.
Ostatnie słowo zostawiam Richardowi Flanaganowi, który pisząc wprawdzie w kontekście Dickensa, napisał również poniekąd o sobie i swojej książce: argumentacja nabierała rumieńców i Dickens czuł jak słowa spływają w pędzie z jego gęsiego pióra, pozostawiając niebieskie jak lód ślady atramentu, prowadząc go wraz z czytelnikami do tego dziwnego i strasznego świata.”
Dla nas książka trudna, choć temat w niej poruszony jest bardzo ciekawy. Jedna z uczestniczek spotkania określiła ja jako przejaw braku człowieczeństwa rasy białej. Książka, którą warto przeczytać. Polecamy.
*Osoby, których wizerunek został opublikowany na zdjęciach znajdujących się w galerii mogą wyrazić wolę ich usunięcia drogą mailową lub zgłaszając osobiście w siedzibie biblioteki